Twórcy prawego brzegu

Być kobietą z Zacisza

"Jestem starą zaciszanką, prawie od 30 lat. Coraz lepiej się tu mieszka" - wyznała Alicja Majewska, rozpoczynając występ w Domu Kultury "Zacisze". Tym razem Włodzimierz Korcz nie mógł jej towarzyszyć osobiście, był jednak obecny poprzez piosenki skomponowane właśnie dla tej wykonawczyni. Zaczęło się od Być kobietą, potem zabrzmiał Wielki targ z tekstem Wojciecha Młynarskiego. Wielkie brawa zebrała piosenka z ostatniej płyty Alicji Majewskiej, To nie sztuka wybudować nowy dom. Po nastrojowym Smutnym do widzenia zabłysła nadzieja Odkryjemy miłość nieznaną, a po kolędzie Oj, maluśki, maluśki przyszła kolej na utwór, który do dziś wzrusza nie tylko żony marynarzy. "Tej piosence najwięcej zawdzięczam na swej drodze zawodowej” - powiedziała Alicja Majewska. Piosenkarka opowiedziała nam o kilku sprawach ważnych w jej życiu i drodze twórczej.

Moja współpraca z Włodzimierzem Korczem trwa od 30 lat. Czasem wydawało się, że w moim życiu przed nim nie było nic, a przecież było - zespół "Partita". Tak naprawdę, ta współpraca łączy się z moim debiutem solistycznym, 30 lat temu, na koncercie "Debiuty" w Opolu. Śpiewałam tam piosenkę Derfla i Iredyńskiego, którą Korcz aranżował. Aranżacja zmieniła piosenkę, ale Jerzy Derfel powiedział potem, że nie wyobraża jej sobie inaczej. Wtedy byłam członkinią zespołu artystycznego Teatru na Targówku (potem nazwę zmieniono na Teatr "Rampa").

Odeszłam z zespołu "Partita", w którym śpiewałam chórki. Równolegle ukończyłam studia pedagogiczne na Uniwersytecie Warszawskim (kierunek: andragogika - oświata dorosłych). Odbyłam praktykę jako kurator. Śpiewanie traktowałam jako przygodę z piosenką. Zarabiałam na modne pończochy, okulary... Myślałam, że gdy będzie trzeba, wrócę do wyuczonego zawodu. Śpiewałam od dziecka. Mój ojciec był bardzo muzykalny, uczył muzyki, był kierownikiem szkoły. W domu wspólnie śpiewaliśmy; wraz z rodzeństwem uczestniczyłam w inscenizacjach teatralnych. Moja rodzina, zmuszona do ucieczki z Wołynia, osiadła w sandomierskiem. Dzieciństwo spędziłam na wsi. Brałam lekcje fortepianu u organisty. Moją muzykalność zauważyła ukochana ciocia Alinka, mieszkająca we Wrocławiu. Tam ukończyłam szkołę podstawową i średnią. Za późno pomyśleliśmy o szkole muzycznej. Śpiewu zaczęłam się uczyć, kiedy szłam na studia. Zaczęłam zarabiać śpiewaniem i mieć kłopoty z gardłem. Wtedy trafiłam pod opiekę profesor Olgi Łady - śpiewaczki, z pochodzenia Rosjanki, którą po I wojnie światowej losy rzuciły do Polski. Z dumą mogę powiedzieć, że uchodziłam za jej "przyszywaną" córkę. Była śpiewaczką, która rozumiała potrzeby piosenkarzy i odmienność emisji głosu w obu tych profesjach. Ja miałam charakterystyczną, lekką chrypkę w głosie, taki szmerek. Pani profesor stawiała na indywidualne walory piosenkarskie: im bardziej jesteśmy od siebie różni - tym lepiej. Moje dorosłe życie zaczynało się w latach 70. Nie odczuwaliśmy, że ktoś nas gnębi. Byliśmy zadowoleni, że u nas jest lepiej niż np. w NRD, że możemy jeździć po świecie. Brałam (co prawda, nie do końca świadomie) udział w strajku na uczelni w 1968 roku. Miałam potrzebę bycia solidarną ze swoim środowiskiem, także w stanie wojennym, które wtedy bojkotowało media. Co nie znaczy, że uważałam się za artystkę opozycyjną. Tej potrzeby moje życie we mnie nie ukształtowało. Uważałam, że moim zadaniem jest śpiewać piosenki na najwyższym poziomie artystycznym, teksty dobre pod względem literackim. W ten sposób spełniałam swój "obywatelski obowiązek". Jeśli chodzi o cenzurę i wszelkie komisje artystyczne, to w przypadku tej pierwszej - oczywiście, barbarzyństwem jest ograniczać wolność myśli, ale o poziom artystyczny wszelkich produkcji teraz nikt nie dba. Swoistą cenzurą jest oglądalność. Ponieważ masowe gusty nie są zbyt wysublimowane, więc im gorzej - tym lepiej.

Najwięcej zawdzięczam piosence "Jeszcze się tam żagiel bieli". Powstała w 1980 roku na festiwal w Rostocku o tematyce "Człowiek i morze". Wojtek Młynarski zawarł w niej treści uniwersalne: rozłąka, czekanie, nadzieja, na koniec - radość. Dostawałam wiele listów. Okazuje się, że piosenka może mieć wielką siłę oddziaływania... Bliskich memu sercu piosenek mam sporo. Bardzo sobie cenię mój repertuar, a w nim "To z miłości" Wojciecha Kejnego, naładowane wielkimi emocjami i piękny "Świat w kolorze nadziei" (tytuł mojej płyty). Do najcenniejszych zaliczam także oratoryjne pieśni Ernesta Brylla, oparte na Biblii, z muzyką Włodzimierza Korcza. Od dwunastu lat, wraz z Haliną Frąckowiak i Zbigniewem Wodeckim śpiewam kolędy przy akompaniamencie Włodka Korcza. Jest to spektakl "Gwiazdo, świeć - kolędo leć", złożony z najpiękniejszych kolęd tradycyjnych i nowych napisanych przez Włodzimierza Korcza do tekstów Ernesta Brylla, Wojciecha Kejnego, Wojciecha Młynarskiego, Jacka Korczakowskiego i Magdy Czapińskiej - śpiewanych na głosy. Uczestniczenie w takim przedsięwzięciu to ogromna radość. Radość wykonawców ze wspólnego muzykowania, a także - co cenniejsze - dostarczanie słuchaczom wzruszeń i refleksji, które sprawiają, że ponoć czują się lepsi.

Piosenkarstwo to domena młodości. Przyjemnie jest posłuchać pięknego głosu, mając przy tym na czym "zawiesić oko". Ale coraz częściej obserwuję, że goły ładny brzuszek jest jedynym atutem piosenkarki. Myślę, że piosenkarce, która brzuszkiem już nie może zachwycić bo dawno skończyła 20 lat, pozostaje tylko pięknie zaśpiewać, zachwycić formą wokalną, no i wychodzić do ludzi z jakimś przesłaniem, wyrażonym dojrzałym językiem. Przykłady: Irena Santor i Jerzy Połomski. Są w pełni formy, o przepięknie brzmiących głosach, twórczy, młodzieńczy. Daj, Boże, kontynuatorów.

Ostatnią płytę z nowymi piosenkami nagrałam 8 lat temu. Moje piosenki ukazywały się także na płytach zbiorczych, np. w Złotej Kolekcji "Pomatonu". Bieżący rok jest rokiem jubileuszu współpracy z Włodzimierzem Korczem. Obiecujemy sobie i odbiorcom naszych piosenek , że w tym roku powstaną nowe. Oczywiście, mile widziany sponsor.

Wysłuchała Zofia Kochan






Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej

9414