Praga w Powstaniu Warszawskim 1944

Kobieca służba

W szeregach żołnierzy Armii Krajowej znaczące miejsce zajmowały kobiety. Stanowiły ok. 5 - 7% stanu etatowego. Już od lat 1939/40 pełniły odpowiedzialne funkcje, w których były niezastąpione jako łączniczki, kurierki, sanitariuszki. Organizowały lokale konspiracyjnych spotkań, ukrywały kolegów trapionych przez gestapo.

Los okupacyjny ich, podobnie jak mężczyzn, nie oszczędzał. Podczas pełnienia służby padały ofiarą łapanek, rewizji i zatrzymań. Schwytane przez Niemców były traktowane z całą bezwzględnością brutalnych przesłuchań i tortur. Kończyły w obozach koncentracyjnych lub przy ścianie straceń. Tak było w całej Polsce, tak też na Pradze. Znamiennym przykładem była aresztowana w 1942 roku łączniczka Janina Rylska*. Przetrzymała bestialskie przesłuchania w Alei Szucha, zmarła w Oświęcimiu w 1943 roku.

Wspaniałą kartę zapisały, obok zaprzysiężonych lekarzy, liczne sanitariuszki praskich szpitali, przez cały okres okupacji wspomagając i ukrywając rannych, m.in. uczestników zamachu na Kutscherę.

Nadszedł koniec lipca 1944 roku. Zbliżało się Powstanie. Zapamiętałem panią dr Wasilewską ze Szpitala Kolejowego na ul. Brzeskiej, z którego wynosiłem wykradane przez nią z ambulatorium medykamenty. Dr Wasilewska, urodzona pacyfistka, wtykając mi za koszulę ampułki i opatrunki, modliła się wręcz, powtarzając: "Boże - spraw, żeby do tego nie doszło"...

Zgromadzone lekarstwa odebrał dr Stanisław Bielobradek, od lat bywały w naszym domu. O tym, że był szefem służby medycznej w rejonie 3 i miał pseudonim "Zygmunt", dowiedziałem się dopiero po latach.

Nieuchronna godzina "W" jednak nadeszła. Padły strzały. Padali ranni powstańcy i przypadkowi cywile. Niemcy nie honorowali białych opasek z czerwonym krzyżem.

W wirze walki lub pod ostrzałem 16 - 18-letnie sanitariuszki biegały z noszami lub na rękach wynosiły rannych spod ognia. Towarzyszyły również grupom szturmowym podczas desperackich ataków na umocnione stanowiska wroga.

Taką wśród wielu była Zosia Szubiakiewicz ps. "Nieznana", asekurująca powstańców podczas ataku, a następnie obrony zdobytej i bronionej tzw. Małej Pasty (łącznicy telefonicznej) na ul. Ząbkowskiej 15A.

Podobna rola przypadła Jance Robakiewicz ps. "Janka" i Zosi Nałęcz ps. "Sława" w morderczym ataku na ufortyfikowane koszary przy ul. 11 Listopada od strony Michałowa i wielu ich koleżankom w służbie na terenie Targówka i Białołęki, gdzie z narażeniem życia transportowały rannych do zaimprowizowanych szpitali na ul. Tykocińską, pod opiekę dr. Jerzego Wilczyńskiego ps. "Poraj". Cudów odwagi dokonywały sanitariuszki z plutonu sanitarnego Zosi Jodełko ps. "Zola", w Rej. 5 - Praga Centrum, ewakuując rannych do części cywilnego Szpitala Przemienienia Pańskiego, od strony ul. Sierakowskiego, pod ogniem strzelców wyborowych i ckm-ów z wież kościoła św. Floriana.

Ogromne, wielotygodniowe ryzyko ponosiły sanitariuszki i lekarze pod kierownictwem dr Stanisława Bednaczewskiego w Rej. 3 (Grochów), którzy w improwizowanych szpitalach na ul. Siennickiej i w Instytucie Weterynarii ukrywali ok. 500 powstańców, symulujących choroby. Od 1 sierpnia do połowy września, z bohaterskim uporem pełniły też całodobową służbę łączniczki. Służba ich była utrudniona faktem, iż praktycznie od 4 - 5 sierpnia na Pradze nie istniała żadna arteria komunikacyjna, znajdująca się poza kontrolą niemieckich patroli. By przebyć kilka ulic, należało posiadać prawdziwe lub fałszywe dokumenty, potwierdzające tożsamość, właściwe zameldowanie i przepustkę; nawet i to nie chroniło przed rewizją i zatrzymaniem.

Wśród licznych stałych punktów łączności funkcjonował ośrodek łącznikowy przy ul. Ząbkowskiej 17, pozostający w stałej dyspozycji Komendy Rej. 5, zlokalizowanej na ul. Białostockiej 20 oraz w budynku fabrycznym "Bruna".

W tym miejscu ok. 10 łączniczek i komendantka Lucyna Wilczyńska PS. "Wilma" miały pozornie bezpieczne schronienie, przychylność lokatorów i formalny meldunek. Mimo to wydarzył się wypadek, mogący kosztować te dziewczyny życie, a mieszkańców - w najlepszym wypadku - obóz koncentracyjny. Około 10 sierpnia na teren budynku wkroczył pluton żandarmerii. Odbyła się "rutynowa" kontrola. Wszystkich wypędzono na podwórko. Mężczyźni od lat 16. pod jedną, a kobiety i dzieci - pod drugą ścianę. Każdy z dokumentami w ręku. Sytuację kontrolował ustawiony, gotowy do strzału rkm i ok. 10 Niemców ze "szmajserami" na biodrze. Reszta rozbiegła się po mieszkaniach, dokonując ścisłej rewizji. Szeptem rozeszła się informacja, że brakuje komendantki, która nie ma dokumentów, bo dała je którejś z łączniczek, wysłanych z meldunkiem.

Stojący pod ścianami, w ponurym milczeniu oczekiwali najgorszego. Minuty oczekiwania wlokły się jak godziny. Wreszcie ukazał się niemiecki żołdak, popychający lufą słaniającą się komendantkę. Ku naszemu zaskoczeniu, popchnął ją w kierunku grupy kobiet. Zauważyłem, że włosy tej 30-letniej dziewczyny stały się białe.

Gdy Niemcy odeszli, przez blisko godzinę „Wilma” nie była wstanie wyjaśnić cudu swego ocalenia. Okazało się, że w beznadziejnej sytuacji poszła bezwiednie do kuchni, włożyła fartuch i zaczęła coś siekać na stole. Pytana przez Niemca, nie mogła wydobyć głosu, a ten wziął ją za niespełna rozumu gosposię. Szczęśliwy przypadek uratował ok. 600 osób. Niestety, mało co kończyło się wówczas szczęśliwie.

Dwie łączniczki, wysłane przez płk Żurowskiego* w celu nawiązania kontaktu z Sowietami w rejon Marek, zostały ostrzelane. Jedną z nich Niemcy schwytali, zaś druga, ciężko ranna, przekazała informacje - niestety, najgorsze z możliwych: "Sowieci się wycofują". Rozpoczyna się nowa i coraz trudniejsza skala zadań. Trzeba z terenu Pragi pilotować grupy powstańców na lewy brzeg, do walczącej Warszawy. Brzeg Wisły kontrolują patrole, lustro rzeki oświetlają reflektory, a na ścieżkach zagrażają miny. Mimo tych przeszkód odbywają się dziesiątki przepraw. Dzielna łączniczka Halina Zanussi ps. "Krystyna" przeprowadza pluton pchor. Rylskiego* ps. "San" do przeprawy przez Choszczówkę do Kampinosu.

Na Grochowie Barbara Szewczyk ps. "Baśka" wynosi broń, ukrytą na ul. Podskarbińskiej 4 i wraz z grupami powstańców przeprawia się przez Wisłę.

Podobnie działa Małgosia Janecka ps. "Margerita", prowadząca wielokrotnie nocne przeprawy. Podczas ostatniej, 10 września, traci nogę od wybuchu miny na Wale Miedzeszyńskim.

W okresie tych tragicznych tygodni nawiązały się pomiędzy młodymi bohaterami również trwałe uczucia i nawet związki. Łączniczka pchor. Halina Szczeblewska i jej narzeczony por. Wasilewski szczęśliwie przeprawiają się na Sadybę i tam 2 września biorą ślub. Niestety, w tym samym dniu giną podczas bojowych akcji oddziału.

Stoicki spokój zachowuje komendantka Wojskowej Służby Kobiet por. Stanisława Stodólska PS. "Ewa", której 17-letni syn, dowódca plutonu łączności, jako ochotnik z istotnymi dla losów Pragi meldunkami, w dniach 14/15 września przeprawia się przez Wisłę i nawiązuje trwały kontakt z Komendą Główną AK.

Nieocenioną rolę spełniły w Powstaniu na Pradze kobiety i kilkunastoletnie dziewczyny, przeszkolone i zorganizowane przez Wojskową Służbę Kobiet i Szare Szeregi. Przy każdym zgrupowaniu (kompanii) AK istniała sekcja łączności i sanitarna, a na terenie każdego z pięciu powstańczych rejonów Pragi funkcjonowała służba medyczna, kierowana przez dra Mariana Zielińskiego, dra Stanisława Bielobradka, dra Stanisława Bednarzewskiego, dra Jerzego Wilczyńskiego oraz dra Stanisława Weibla.

Ile poświęcenia, bohaterstwa i tragedii było udziałem tych formacji, pokryła niepamięć czasu. W tym miejscu należy oddać należną cześć tym bezimiennym.

* por. Janina Rylska - żona płk. Zygmunta Rylskiego, komendanta Obwodu Praga (aresztowany w 1943 roku na ul. Brzeskiej, zginął w obozie w 1944 roku).

* płk Antoni Żurowski - komendant Obwodu Praga podczas Powstania

* podchorąży Rylski - syn ww. płk. Rylskiego (w AK byli również jego brat oraz siostra)


Hubert Kossowski
członek Światowego Związku
Żołnierzy Armii Krajowej
10066