Prosto z mostu

O mandatach i wyborcach

Wszyscy komentują wyniki majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego, napiszę więc parę słów i ja. Głównie o liczbach, których przytoczenie we właściwym kontekście zapobiega tzw. biciu piany. Zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość w stosunku do wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego z 2014 r. zwiększyło liczbę mandatów niemal półtorakrotnie: z 19 do 27. Komentarz może być jeden: to wielki sukces, zwłaszcza w przypadku partii w międzyczasie rządzącej. W przypadku głównego konkurenta PiS, czyli Koalicji Europejskiej, opis jest jednak bardziej skomplikowany.

Partie wchodzące w skład Koalicji Europejskiej zdobyły w 2014 r. łącznie 27 mandatów. W tym roku uzyskały 22 mandaty, czyli o 18 procent mniej. Nie jest to klęska, ale na pewno porażka. Natomiast w przypadku poszczególnych partii sytuacja wygląda bardzo rozmaicie. Wielki sukces – w istocie większy niż PiS, gdyż wielu komentatorów od kilku lat spisywało już tę partię na straty – odniósł Sojusz Lewicy Demokratycznej. W 2014 r. SLD uzyskał 4 mandaty (piąty europoseł z 2014 r., Adam Gierek, był członkiem Unii Pracy, z którą SLD wówczas zawarł koalicję), a teraz aż 5 mandatów.

Platforma Obywatelska - zwycięska w wyborach w 2014 r. – wówczas uzyskała 19 mandatów, obecnie tylko 14 (a i to pod warunkiem, że można do PO zaliczyć kompletnie bezpartyjną, a zasłużenie popularną Janinę Ochojską startującą z listy KE). To spadek o 26 procent - klęska. Niewiele mniejszą klęskę poniosło Polskie Stronnictwo Ludowe – z wyniku 4 mandatów zeszło na 3 (spadek o 25 procent). W Koalicji Europejskiej były jeszcze dwie partie, Nowoczesna i Zieloni, które przez koalicyjnych liderów nie były traktowane zbyt poważnie: w żadnym okręgu nie dostały na liście wyższej pozycji niż czwarta. Wyborcy to widzieli i potraktowali je podobnie.

No właśnie: wyborcy. Majowe wybory udowodniły, że wyborcy głosują bardziej świadomie, niż sądzą partyjni liderzy. Aby nie pisać źle o osobach, które przegrały, zauważę ogólnie, iż analiza wyników personalnych w bardzo wielu przypadkach wskazuje, że - ludzie pamiętają.

Wbrew obowiązującym w mediach stereotypom, wyborcy docenili też indywidualne kampanie wyborcze. Elżbieta £ukacijewska zdobyła jedyny dla KE mandat na Podkarpaciu z ostatniego miejsca na liście (co oznacza, że „przeskoczyła” także pewniaka - kandydata z pierwszego miejsca listy), a wszystko to dzięki bardzo aktywnej kampanii wyborczej. Podobnie było w Warszawie. Jedynymi kandydatami, z których kampanią wyborczą w ogóle się tu zetknąłem, byli Ryszard Czarnecki, Andrzej Halicki i Danuta Hübner. I właśnie oni – i tylko oni, obok pewniaków z pierwszych miejsc – wzięli w Warszawie mandaty.

To najważniejsze dobre wiadomości o wyborcach po 26 maja. A to, że mają oni takie, a nie inne poglądy polityczne i że pogodzili się z „zabetonowaniem” sceny politycznej, to zupełnie inna historia.

Maciej Białecki
maciej@bialecki.net.pl