Praskie firmy

Trzypokoleniowa marka

Firma TERMEK funkcjonuje na Pradze Północ od ponad pięćdziesięciu lat. Dziś mieści się przy ulicy Ząbkowskiej 13, w pawilonie nr 4. Jej założycielem był inżynier Stanisław Karpowicz. Jest typową firmą rodzinną, jej podstawowy profil - elektrogrzejnictwo - pozostaje niezmienny od początku działalności. Dziś szefem TERMEK jest syn Stanisława Karpowicza - Piotr Karpowicz - absolwent technikum elektrycznego i wydziału prawa. Do sukcesji po ojcu przygotowują się dzieci - Anna i Paweł. Stanisław Karpowicz urodził się w Wilnie. Pochodził z wielodzietnej rodziny o tradycyjnych wartościach - wiara, uczciwość, patriotyzm. Ukończył Politechnikę Warszawską i tuż po wybuchu II wojny światowej wstąpił do Służby Zwycięstwu Polski, następnie do Związku Walki Zbrojnej, które ostatecznie przekształciły się w Armię Krajową. Stanisław Karpowicz był jej członkiem jak reszta rodzeństwa - Krystyna, Alina, Klara i Tytus. Trudne dzieje ziem kresowych sprawiły, że za narodowościową i patriotyczną działalność w Armii Krajowej jego siostra Klara i brat Tytus zostali zesłani przez sowieckich okupantów na długoletnie obozy na Syberii i w kopalniach Ukrainy. Stanisław Karpowicz w czasie okupacji niemieckiej przebywał w Warszawie. Tuż przed wybuchem wojny, w 1938 roku, otworzył warsztat zajmujący się przezwajaniem silników. W czasie okupacji warsztat zamienił się w zakonspirowaną montownię radiostacji służących patriotycznemu podziemiu. Radiostacje pochodziły z alianckich zrzutów. - Ojciec mówił mi o wielu zdarzeniach z czasów wojennych.

Jedno zapamiętałem szczególnie. Pod jego warsztat, mieszczący się przy ulicy Czackiego, dotarły rykszą alianckie radiostacje. Elementy do składania były umieszczone w ciężkich skrzyniach. Pech chciał, że w tym samym czasie do warsztatu przyjechał samochodem wojskowym oficer niemiecki wraz ze sporą obsadą żołnierzy. Przywieźli do naprawy radio. Jeden z pracowników ojca zbladł ze strachu i był bliski omdlenia. Ojciec zamknął go w pomieszczeniu gospodarczym, zaś sam zwrócił się do żołnierzy niemieckich z prośbą o pomoc w przeniesieniu skrzyń. Zgodzili się i ochoczo przenosili skrzynie do warsztatowych pomieszczeń. Do dziś nie mogę zrozumieć jak to się stało, że nie pytali co jest w środku i nie próbowali tych skrzyń otworzyć - opowiada Piotr Karpowicz, obecny szef firmy TERMEK.

Po wojnie Stanisław Karpowicz przez kilka lat uczestniczył w elektryfikacji podkarpackich wsi. - Górale ogromnie szanowali ojca. Trudno nam dziś zrozumieć czym w tych czasach było światło elektryczne w wiejskich chałupach. Ludzie, którzy przez całe swoje życie znali tylko blask lamp naftowych byli poruszeni oślepiającym światłem - jak to się wówczas mówiło - 40-świecowych żarówek. Z tych czasów pamiętam historię, którą opowiadał ojciec. Podczas pracy zgubił grzebień i powiedział o tym góralom. Ich dzieci szukały tego grzebienia po całej wsi. Szukały, znalazły i z dumą przyniosły go ojcu - mówi ze śmiechem Piotr Karpowicz. Po trudach elektryfikacyjnych Stanisław Karpowicz powrócił do Warszawy i u zbiegu Ząbkowskiej i Brzeskiej założył własną firmę - wówczas mówiło się o tego typu przedsięwzięciach warsztat rzemieślniczy. Warsztat jeszcze dwukrotnie zmieniał miejsce - najpierw przeniósł się na Ząbkowską 16 i w końcu ostatecznie znalazł się pod numerem 13, gdzie funkcjonuje do dziś. Stanisław Karpowicz był człowiekiem wybitnie uzdolnionym. Dorobił się kilku patentów i podpisał niezwykle korzystną umowę na dostawy własnych elementów grzejnych do systemów ogrzewania wagonów produkowanych przez wrocławski PAFAWAG, ówczesnego europejskiego potentata w tej dziedzinie. – Pamiętam, jaki dumny byłem z ojca, kiedy w wagonach znajdowałem tabliczki z nazwiskiem producenta elementów grzejnych - S. Karpowicz.

Kiedy pokazywałem je kolegom ze szkoły, nie bardzo chcieli wierzyć, że to mój ojciec - mówi Piotr Karpowicz. Niestety, w komunistycznej Polsce koniunktura dla rzemiosła była zmienna. W końcówce lat 40. przejściowo firma została nawet znacjonalizowana. Pod koniec lat 50. i na początku 60. zgasło zielone światło dla rzemiosła i Stanisław Karpowicz, człowiek dotychczas bardzo majętny, niemal z dnia na dzień stanął wobec problemu utrzymania swojej dużej rodziny - żony i czwórki dzieci. Z trudem udało mu się pokonać problemy, firma nie powróciła do dawnej świetności, choć w dalszym ciągu produkowała elementy grzejne dla zakładów, przedsiębiorstw i odbiorców detalicznych. Warsztat czas jakiś prowadziła żona Stanisława Karpowicza - Krystyna. W firmie pracowały przejściowo wszystkie ich dzieci - Maria, Barbara, Sławomir i Piotr. Ostatecznie to Piotr, najmłodszy z dzieci szefa, przejął firmę. - Ukończyłem technikum elektryczne, ojciec bardzo poważnie zaniemógł. Chorował kilka lat. Zdecydowałem się i cieszę się z tej decyzji. Cieszę się szczególnie z zaufania, jakie mają do mnie najstarsi klienci, pamiętający i chwalący markę, przez pamięć mojego ojca. O marce firmy może świadczyć i to, że od osiemnastu lat jest w niej zatrudniony Bogusław Kiliński, mój zaufany pracownik - mówi Piotr Karpowicz.

TERMEK nie zmienił od lat swojego profilu. Produkcja i sprzedaż elementów grzejnych jest wciąż podstawą działalności. Zmienił się wystrój firmy, ale nie tylko. Paweł Karpowicz, syn Piotra, absolwent Politechniki Warszawskiej wprowadzał TERMEK w XXI wiek i wciąż wdraża nowe technologie. - To wymóg tych czasów i cieszę się, że to właśnie mój syn odpowiada za produkcję zgodną z najnowszą technologią. Dzięki temu nasze elementy grzejne pracują w wielkich sieciach hipermarketów w całej Polsce, choćby w Auchan czy Carrefour. Są montowane w piecach piekarniczych. Wysyłamy nasze produkty do Rosji i na Ukrainę. Oczywiście, również klienci indywidualni kupują produkowane przez nas grzałki, np. do term czy bojlerów. Wykonujemy także naprawy elementów grzejnych - informuje Piotr Karpowicz.

Wyjście naprzeciw oczekiwaniom klientów to różnego rodzaju drobne usługi, o które TERMEK rozszerzył swą ofertę - ksero, wysyłanie faksów, wydruki komputerowe, pisanie pozwów i podań, rozliczanie PIT-ów, wykonywanie pieczątek, usługi fotograficzne, regeneracja pojemników do drukarek, sprzedaż druków akcydensowych, maszynopisanie, foliowanie, skanowanie, bindowanie. - Jest to swoisty eksperyment, ale sądzę, że się powiódł. Tego typu punkty, w których można wykonać wiele rzeczy na raz, bez zbędnego biegania i poszukiwań są bardzo potrzebne - zapewnia Piotr Karpowicz.

Można z ogromnym prawdopodobieństwem założyć, że TERMEK pozostanie na Pradze Północ przez co najmniej kolejnych pięćdziesiąt lat. Anna Karpowicz już pracuje w tej części firmy, która obsługuje klientów. Paweł Karpowicz wdraża do produkcji nowe technologie. Być może firmowego bakcyla złapie druga córka szefa - Katarzyna? Piotr Karpowicz myśli perspektywicznie - Moja wnuczka Natalia jest bardzo rezolutną i mądrą dziewczynką. Kto wie - może ona kiedyś zastąpi dziadka ...

Notowała Elżbieta Gutowska

8932