Chłodnym okiem

Jak pies z kotem, czyli jak Premier z Prezydentem

Być może odnoszę złe wrażenie, lecz wydaje mi się, że tragedia w Kamieniu Pomorskim wplata się w trwający od półtora roku konflikt Premiera z Prezydentem. Tym razem nie poszło o samolot oraz kto i gdzie ma reprezentować Rzeczpospolitą na forum międzynarodowym i kreować politykę zagraniczną. Nadal trwa spór, mimo niestosownych okoliczności, o pryncypia - czyli kto jest ważniejszy. Premier czy Prezydent? Kto kogo powiadamia? Kto do kogo winien zadzwonić? Kto powinien odbierać telefon? Czy Prezydent ma telewizor? Co robią rozbudowane służby Prezydenta? Ile rocznie podatników kosztuje kancelaria prezydencka?

To jedne z wielu pytań, które pojawiły się w debacie wokół tragedii. Obaj panowie, czego można było i należało się spodziewać, pojawili się na miejscu wypadku. Premier trzymający rządową kasę obiecał odbudowę domu socjalnego. Prezydent ogłosił trzydniową żałobę narodową. Nie chcę bynajmniej umniejszać rozmiarów tragedii w Kamieniu Pomorskim, lecz czy ostatnimi czasy idea żałoby narodowej nie jest nadużywana, a tym samym czy się nie dewaluuje? W Stanach Zjednoczonych żałoba narodowa na prawie 240 lat istnienia tego państwa była ogłaszana trzykrotnie, a u nas od początku II RP już 19 razy, z czego po raz piąty czyni to prezydent Kaczyński: MTK Katowice, kopalnia Halemba, katastrofa autokaru we Francji, wypadek CASY Mierosławiec i obecnie Kamień Pomorski. Ciekawy też jestem, jak długo administracja rządowa po tym, jak opadnie pył ze zgliszcz w Kamieniu Pomorskim, będzie pamiętała o żyjących poszkodowanych. Czy tak samo długo, jak o ofiarach trąb powietrznych z Sieroniowic w województwie opolskim z sierpnia ubiegłego roku, którzy do dziś nie mogą się doczekać na realizację wszystkich obiecanek? Czy Narodowy Fundusz Zdrowia zapłaci szpitalom leczącym poparzonych w sytuacji, gdy nie są oni ubezpieczeni? Na te pytania pewnie nikt nie będzie szukał za kilka tygodni odpowiedzi. Pojawią się kolejne newsy, matury, wybory do PE itp.

Sytuacja z Kamienia Pomorskiego po raz kolejny uzmysłowiła mi, że gdy są dwa ośrodki władzy, to o jeden jest za dużo. Może czas na ogólnonarodową debatę na temat. Może czas na zmianę konstytucji i ostateczne rozstrzygnięcie, czy w Rzeczypospolitej ma funkcjonować system parlamentarno-gabinetowy ze słabym Prezydentem wzorem Niemiec, czy też odwrotnie - może system prezydencki jak w USA. U nas bowiem jest trochę jak we Francji, gdzie w wyborach bezpośrednich wybiera się zarówno parlament jak i prezydenta. Przy tym Francuzi zdecydowali, że władza de facto spoczywa w rękach tego ostatniego, a u nas, kto pierwszy wstaje, ten próbuje rządzić. Likwidacja urzędu Prezydenta i rozproszenie jego konstytucyjnych uprawnień na innych wysokich urzędników jak Premier, Przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego czy Prezes Sądu Najwyższego to znakomite oszczędności dla budżetu państwa na poziomie 180 milionów złotych rocznie, unikanie kompromitacji na arenie międzynarodowej, możliwość pełnego zaangażowania się ośrodków władzy w rządzenie państwem, a nie we wzajemne podskubywanie. Po obu stronach konfliktu bowiem bezsensownie prężone są muskuły, para idzie w gwizdek i tylko ludzi szkoda.

Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
5446