Chłodnym okiem

PiS się sypie

Baczni obserwatorzy sceny politycznej powoli zaczynają zauważać niepokojące dla PiS zjawisko powolnego, aczkolwiek znacznego spadku popularności braci Kaczyńskich i ich partii. Od dnia wyborów parlamentarnych, w których to PiS uzyskał prawie 32% poparcia wyborców, popularność tej partii spadła o połowę. Ostatnie sondaże wskazują, że na PiS chciałoby głosować ok. 16% ankietowanych. Dla struktury, która niespełna pół roku temu dzierżyła pełną władzę w państwie, to swoisty dramat. Początek kryzysu w PiS można było obserwować pod koniec skróconej kadencji parlamentu. Wtedy odeszła grupa działaczy prawego skrzydła PiS, kojarzonych z Markiem Jurkiem; dla równowagi Kaczyńscy usunęli umiarkowanych, kojarzonych z Kazimierzem Ujazdowskim. Klasyczne cięcie po skrzydłach zawsze tylko chwilowo przywraca równowagę. Zmniejszenie wewnętrznego ciśnienia oraz wymiana telewizyjnych twarzy PiS tylko na chwilę powstrzymały spadki popularności. Zapewne wewnętrzni analitycy w PiS ze strachem w oczach obserwowali, jak padają kolejne progi 25%, 20%. Następny to 15%, a kolejny to strefa jednocyfrowa. Nie pomogła na pewno PiS-owi wewnętrzna emigracja Ludwika Dorna. Nie pomaga wycofanie Gosiewskiego, Szczygły i Ziobry. Nowe twarze, jak Kamiński i Kowal, to nie ten kaliber co ich poprzednicy. Zimny i wyrachowany Kurski dwoi się i troi, aby ośmieszyć politycznych przeciwników, ale i jego zasób sarkazmu ulega wyczerpaniu, a stosowane chamskie chwyty nie przynoszą spodziewanych reakcji. Na nic wysiłki wszystkich spin - doktorów, gdy lider formacji strzela co raz własnej partii w przysłowiowe kolano. Problemem PiS staje się jej twórca i lider Jarosław Kaczyński, który najwyraźniej się pogubił i nie może znaleźć wyjścia z sytuacji. Stare metody, które przez lata były skuteczne, teraz zawodzą, uwypuklają się tłumione frustracje. Do tej pory obrażanie ludzi uchodziło Kaczyńskim bezkarnie. Ja pamiętam słynne już "spieprzaj dziadu", pamiętam też "małpę w czerwonym", co nie przynosi chluby autorom tych słów. Ostatnio Pan Jarosław poużywał sobie na internautach, że niby piwko i pornosy, wylewając z siebie żal wobec młodej generacji Polaków za przegrane dzięki ich aktywnemu zaangażowaniu wybory. Zapewne nie wpłynie to na wzrost notowań reprezentowanej przezeń formacji. Nieskuteczna okazała się walka z PO w dystansie.

Do tej pory premier Donald Tusk, nie podejmując praktycznie żadnych znaczących decyzji, unikał konfrontacji. Nowa taktyka JK - jak widzę - jest próbą doprowadzenia do zwarcia i tak postrzegam irracjonalny opór PiS, a szczególnie jej lidera, w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, który to traktat osobiście negocjował i podpisał jego brat prezydent. PiS jak kania dżdżu potrzebuje medialnego sukcesu, a gdyby przy okazji udało się dać pstryczka w nos Platformie, satysfakcja byłaby podwójna. W obecnej konfiguracji parlamentu, gdy do ratyfikacji traktatu potrzeba 2/3 głosów Sejmu - bez zgody klubu PiS lub jego części ustawy przeprowadzić się nie da. Spór ma bardziej charakter ambicjonalny niż merytoryczny, ale co z tego wyniknie - nie wiadomo. Czasami w zwarciu jeden cios przesądza o wygranej lub porażce. Lew Trocki zwykł mawiać, że można przewidzieć wojnę lub rewolucję, ale nie można przewidzieć wyników jesiennego polowania na kaczki. Platforma ma trzy wyjścia: zgodzić się na dyktat PiS, złamać część parlamentarzystów z PiS strasząc ich przedterminowymi wyborami (wiadomo, że wielu z nich ze względu na niskie sondaże powtórnie do parlamentu nie wejdzie) lub pójść na koncepcję ogólnokrajowego referendum. Każde rozwiązanie ma swoje dobre i złe strony, nie każde jednak jest realne. Szantaż wyborczy raczej nie przejdzie, bo PO nie ma siły, aby parlament rozwiązać. Złamanie dyscypliny w klubie PiS to śmierć polityczna, więc ochotników w tamtych szeregach nie widzę. Pozostaje tak naprawdę droga referendum lub przystanie PO na dyktat PiS. JK gra o wszystko i nie odpuści. Referendum i porażka w nim sił prounijnych, czyli PO i SLD, to dla niego jedyna szansa zmiany niekorzystnej tendencji dla PiS. Dla PO i SLD wygrana w referendum, a tak naprawdę wygrana o frekwencję 50%, która jest warunkiem jego ważności, to wzmocnienie pozycji na scenie politycznej. Przy okazji lewica jako jedyna, która podnosi ten aspekt, będzie miała szansę mówienia o brakach w przyjmowanym Traktacie, to jest o Karcie Praw Podstawowych. My wszyscy uzyskamy większą wiedzę na temat Traktatu, który de facto zastępuje odrzuconą Konstytucję Unii Europejskiej. Więc chyba - wkrótce do urn.

Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
SLD-Lewica i Demokraci
6756