O psie i jego ogonie

Do tematu tego felietonu skłoniła mnie nie tylko sytuacja w północnopraskiej radzie dzielnicy, ale także spostrzeżenia, które wynoszę z oglądu tak zwanej dużej polityki. W różnych reklamach produktów, a szczególnie korporacji, spotykamy się często z zapewnieniami, że duży może więcej. Ta zasada, która - być może - obowiązuje w biznesie, absolutnie nie sprawdza się w polityce. Tu obowiązuje raczej zasada, że bez małego nie ma dużego. Widać to dokładnie w polskim parlamencie. Cóż bowiem znaczyłby klub PiS bez swoich przystawek LPR i Samoobrony. Alians dużego z małym daje komfort przewagi, możliwość rządzenia, ale także wpędza dużego w uzależnienie i konieczność realizacji czasami niezbyt mądrych pomysłów koalicjantów. Gros odpowiedzialności zawsze spada jednak na dużego, a mały zawsze może próbować dokonać uniku. Przystawki sejmowe pojawiają się zawsze tam, gdzie w tani sposób można uzyskać poklask i uznanie potencjalnego elektoratu, forsując projekty, które z racjonalnym zarządzaniem państwem nie mają nic wspólnego, tam zaś, gdzie przychodzi brać odpowiedzialność za trudne decyzje i rozwiązywać trudne problemy - przystawek brak. Gdzie dziś są wicepremierzy Giertych i Lepper, gdy rząd stanął oko w oko z rozjuszonymi pielęgniarkami? Nie ma ich, nie wypowiadają się publicznie. Jakoś dziwnie zniknęli ze sceny politycznej, pozostawiając na niej osamotniony PiS. Przystawki zapewne konsumują w zaciszu postanowienia odnowionej koalicji oraz upychają swoich ludzi po agencjach i przyznanych im kolejnych urzędach. Giertych czeka, jak po wakacjach cała szkolna młodzież będzie paradowała w mundurkach i przeżyje swoje dni chwały, gorsze nastroje może mieć Lepper, bowiem na jesieni skoczą do gardeł sadownicy, którym na przednówku wymarzły sady i otrzymali obietnice pomocy, z których zapewne wiele nie wyjdzie.

Zależności, o których wspomniałem w dużej polityce, widać także w praskiej radzie. Cóż znaczyłby 7-osobowy klub PiS na Pradze bez 4 radnych PWS i jednego niezależnego, dającego im większość? Najlepiej na tym mariażu na razie wychodzi ów radny niezależny - J.K. Baranowski, piastujący funkcje wiceprzewodniczącego rady, ubijający "biznes" z radnym Szewczykiem, a na dodatek pracujący za duże pieniądze w Zarządzie Gospodarowania Nieruchomościami - jednostce podległej dzielnicy. Swoje również mają radni PWS. Z ich 4-osobowego ugrupowania pochodzi przewodniczący rady i przewodniczący ważnej komisji infrastruktury. Na ostatniej sesji ze współczuciem patrzyłem na przewodniczący klubu radnych PiS Pawła Lisieckiego, który miał minę zbitego teriera po tym, jak publicznie na sesji rady aktywistka klubu PWS Edyta Sosnowska kazała wyrazić mu zgodę na zdjęcie punktu porządku obrad dotyczącego korekty budżetu dzielnicy. Punkt ten sami radni PiS zaproponowali do porządku obrad, a komisja budżetu, której to przewodniczy Pan Lisiecki pozytywnie go zaopiniowała. Pani Edyto, gdzie takt wobec politycznych partnerów, gdzie kobieca finezja? Zwykle sprawy sporne pomiędzy partnerami załatwia się po cichu w kuluarach, tak, aby opozycja i przeciwnicy polityczni, a także media nic o tym nie wiedziały. Tu radni PWS świadomi swojego znaczenia pokazali PiS-owi bez pardonu, kto jest w tym związku decydentem, a że zrobili to publicznie, to też zapewne nie było dziełem przypadku. Być może, wśród radnych PiS zaczęły się pojawiać pomysły dotyczące pozytywnych rozwiązań na Pradze i uporządkowania tego całego bałaganu. Takie myślenie nie może na pewno podobać się radnym PWS, bowiem każde racjonalne rozwiązanie eliminuje to ugrupowanie z gry politycznej. W interesie PWS leży dalsza eskalacja konfliktu, dalsze zaostrzanie sytuacji i dalsze podziały w radzie. Szczególny interes ma w tym radna Sosnowska, w czym dzielnie asystują jej radni PWS, aby nie dopuścić do wyjaśnienia spraw do dziś nie zrealizowanych inwestycji, przy których decyzje podejmował jej mąż - były burmistrz na Pradze - Robert. A tak na marginesie: z PWS, który w kampanii wyborczej reklamował się jako apartyjny i szedł do wyborów z hasłem "Stop wariatom politycznym" wybrano do rady całkiem ciekawy zbiór działaczy politycznych. Wspomniana już wcześniej Pani Edyta była do roku 2006 członkiem PiS i radną tego ugrupowania na Targówku. Radny Szewczyk w latach 1994-98 reprezentował w północnopraskiej radzie Unię Wolności, w latach 1998-2002 w powiecie warszawskim AWS, a także o ile mnie pamięć nie zawodzi, ma w swoim politycznym życiorysie epizod z BBWR. Radny Wachowicz to także prawdziwy kameleon: w latach 1998-2002 radny Pragi i Gminy Centrum z ramienia AWS, do rady dzielnicy w latach 2002-2006 wszedł z ramienia Wspólnoty Samorządowej. W trakcie poprzedniej kadencji trzykrotnie zmieniał przynależność klubową, by w końcu trafić do klubu PiS, za co nagrodzony został funkcją przewodniczącego rady. Reelekcję uzyskał z ramienia Praskiej Wspólnoty Samorządowej. Jedynie dla młodego radnego Nowakowskiego jest to pierwsza przygoda z samorządem i polityką. Dziś ten czteroosobowy klub, jak przysłowiowy ogon, kręci swoim PieSi-em.


Ireneusz Tondera
Radny Dzielnicy Praga Północ
Lewica i Demokraci
6949