Emocje

Ceramika

Od samego początku dotykały nas problemy związane z ceramiką. Nie chodziło tu jednak o zwyczajną ceramikę- wspaniałe wazy, patery czy zastawy stołowe, będące obiektami marzeń kolekcjonerów. Spalarnia miała piec do puszczania śmieci z dymem. I tutaj rodziły się kłopoty zakładu. Nasze, warszawskie śmieci po prostu paliły się na sto dwa. Obawy, że proces spalania będzie trzeba podtrzymywać palnikami olejowymi, były płonne. Od czasu, gdy wymyślano założenia techniczne dla ZUSOKU, co nieco zmieniły się przyzwyczajenia mieszkańców stolicy. Coraz częściej sięgać zaczęli po wyroby przemysłu przetwórczego. Znikały więc z naszych koszy odpadki organiczne, pojawiać się zaczęły wszechobecne worki foliowe, opakowania plastikowe, tekturowe opakowania po sokach oraz szkło, słoiki, butelki - morze wszelakiej, świecącej w promieniach słońca stłuczki. Moda na butelki PET zdominowała rynek, mleko pakować zaczęto powszechnie w folię i opakowania wielomateriałowe. Szliśmy z duchem czasu - przejmowaliśmy z Zachodu wszystko, co utożsamiano z nowoczesnością, jak się później okazało stwarzając sobie nowe problemy z pozostałościami naszego bytowania - złośliwymi w swej naturze odpadami, nie chcącymi się dać nijak wyeliminować. Dominujące wokół nas składowanie odpadów - dające zresztą niektórym łatwy i niemały dochód, formować zaczęło nowe krajobrazy hałd cedując problem pozostałości na przyszłe pokolenia. Olbrzymie góry bogactw, z którymi nie potrafiliśmy sobie poradzić dziś, rodzić się zaczęły tu i ówdzie jako podstawowy sposób zagospodarowywania zbędnych człowiekowi materiałów. Aby temu zaradzić, obok segregacji i odzysku surowców zaczęto stosować spalanie odpadów.

Metoda stara jak świat- lecz w swej istocie skomplikowana, obwarowana wieloma rygorami, zabezpieczeniami. No cóż, spalaniu towarzyszy wysoka temperatura. Im więcej dobrego paliwa, tym wyższe są parametry procesu i wymagania stawiane urządzeniom. Sprostanie wymaganiom jest kosztowne, lecz nieodzowne w niektórych wypadkach, gdy jedynym sposobem pozbycia się szkodliwych materiałów jest ich spalenie. Spójrzmy do naszego kosza na śmieci. Czegóż tam nie ma? Można stwierdzić, że odpadków nadających się do wytwarzania energii jest w warszawskich śmieciach około 30%. Drugie 30% stanowią odpady nadające się do kompostowania. Mamy więc worek bez dna, do którego powinno się sięgnąć, by na składowiska kierować tylko niewielkie ilości, nienadającego się do niczego balastu. Jak wspomniałem, ZUSOK otrzymywać zaczął odpady, których efektem były bardzo wysokie temperatury w piecu. Urządzenie to wyposażono w skromny czujnik do pomiaru temperatury. Co się działo w różnych częściach komory spalania, było tak naprawdę wielka tajemnicą. Trzaskały więc ceramiczne elementy mocujące ceramiczne obmurze pieca do konstrukcji stalowej pieca. To tu, to tam, nagle coś się waliło, a w żużlu znajdowaliśmy szamotowe niespodzianki. Piec bawił się z nami w ciuciubabkę. Zastosowane przez uznane firmy metalowe wzmocnienia nie na wiele się przydały. Ruszyliśmy do ataku. Wymyśliliśmy własne kotwy, nowe rozwiązania odnośnie pomiaru temperatury - mogliśmy teraz kontrolować proces w wielu punktach pieca. Wprowadziliśmy podgląd telewizyjny dla kontroli spalania śmieci ze stanowiska operatorów. Rumak powoli łagodniał, stał się mniej narowisty - można go było bezpiecznie ujeżdżać.

Sami pokonaliśmy problemy techniczne - trzeba było jednak również zmienić przepisy prawa. Rozporządzenie określające zasady gry przy spalaniu śmieci nakazywało w przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości natychmiastowe wyłączenie urządzeń. Praktycznie wykonanie takiego rozporządzenia prowadziło do katastrofy i olbrzymich strat. Szok termiczny spowodowany nagłym spadkiem temperatury prowadził niechybnie do zawalenia się ceramicznych zabezpieczeń pieca.

Dlatego podjąłem walkę o zmianę przepisów. Udało się wprowadzić poprawki nakazujące zaprzestanie w wyżej opisanych przypadkach spalania śmieci i rozpoczęcie odstawiania urządzeń.

Bezpieczne schładzanie pieca musi niestety trwać kilkadziesiąt godzin. Ale to nie była jeszcze wygrana batalia.

Wojna nerwów dopiero się zaczynała. Sterowanie piecem odbywało się za pomocą oprogramowania kiedyś tam dostarczonego wraz z instalacjami. Technika gna jednak do przodu. Zmieniają się komputery - zmieniają się programy. To, co kiedyś było szczytem marzeń, dziś już jest nie modne. Oszczędności poczynione na etapie inwestycji zaczęły się mścić na nas- użytkownikach. Gdy wysiadły systemy operacyjne, nie mieliśmy żadnych narzędzi do usunięcia problemów, dodatkowo strzeżonych kodami. Tu nie wystarczyła zamiana komputerów - trzeba było kombinować. Groziło nam odstawienie zakładu, nowe nieprzewidziane wydatki. I znów pomysłowość i przysłowiowy łut szczęścia pozwolił wybrnąć z opresji.

Powstawała własna sieć komputerowa dająca nam możliwość śledzenia na bieżąco dosłownie dymu z komina, radziliśmy sobie z internetem. Informatyka stanowiła domenę młodzieży, wyczyniającej cuda, by wszystko razem funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Młodzi ludzie zostali wypuszczeni na szerokie wody. Zaufano im - odpowiedzialność na samym początku i konieczność gruntownego uczenia się zakładu, by móc rozwiązywać techniczne łamigłówki dawała im popalić , ale jednocześnie pozwalała mieć satysfakcję z własnych dokonań. To dobry zadatek do zawodowej kariery na przyszłość.

Stanowiliśmy zgraną paczkę, taką mieszankę rutyny, doświadczenia z młodzieńczą fantazją i energią. To była prawdziwa tajemnica naszego sukcesu.


Jacek Kaznowski

7402