Prosto z mostu

Komisarze

Uporczywe porównywanie Mirosława Kochalskiego do najbardziej znanego komisarycznego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, dokonywane przez działaczy PiS i wiernych im dziennikarzy, budzi mój niesmak. Mało kto pamięta, że Starzyński po czterech latach sprawowania rządów komisarycznych jednak wygrał w 1938 roku wybory. Ściślej mówiąc, wygrała je jego lista "Narodowo-Gospodarczy Komitet Samorządowy", która jednak nie uzyskała bezwzględnej większości mandatów, radni nie byli w stanie wybrać Starzyńskiego ani nikogo innego na prezydenta, i wtedy dopiero Rada Ministrów ponownie go mianowała komisarzem.

Lech Kaczyński po trzech latach sprawowania rządów również miał okazję poznać opinię warszawiaków o swoich rządach. W ubiegłorocznych wyborach prezydenckich poniósł w naszym mieście druzgoczącą porażkę. Niekorzystne dla Prawa i Sprawiedliwości są też sondaże przewidujące wynik najbliższych wyborów samorządowych.

Jest tylko jedno podobieństwo. Chcąc ustanowić zarząd komisaryczny w mieście, zarówno sanacja jak i partia braci Kaczyńskich dopuszczały się manipulacji prawnych. Rząd sanacyjny wykorzystując przepisy przedłużał poprzednią kadencję rady miasta tak długo, aż udało się przeforsować przez Sejm stosowne przepisy. Lech Kaczyński i radni PiS w tym samym celu odwlekali formalną rezygnację prezydenta.

Inna była jednak zapłacona przez Warszawę cena za te manipulacje. Przedłużona, sześcioletnia kadencja samorządu stolicy była jedną z lepszych w II RP. Natomiast dwa miesiące przepychanek pomiędzy odejściem Kaczyńskiego a powołaniem Kochalskiego były okresem chaosu prawnego i organizacyjnego, którego skutków jeszcze nie znamy.

Kochalski jest czterdziestą ósmą osobą kierującą administracją warszawską. Jeżeli dobrze porachowałem, zarządców komisarycznych wśród jego poprzedników było dwudziestu trzech, nie licząc przewodniczących Prezydium Rady Narodowej w czasach PRL, którzy formalnie nie byli mianowani. Do czasów Stefana Starzyńskiego komisarze kojarzyli się warszawiakom całkiem jednoznacznie. Pierwszym był Prusak Franz Schimmelpfennig von der Ove, zarządzający miastem w latach 1796-1799. Rozpoczął pewną ponurą tradycję, kontynuowaną przez okres zaborów: jako prezydent miasta, tajny radca Schimmelpfennig był jednocześnie szefem miejskiej policji. Jeden z jego następców, Rosjanin Kalikst Witkowski w czasie Powstania Styczniowego był nawet przewodniczącym komisji śledczej na Pawiaku.

Generał Witkowski pozostawił po sobie most Kierbedzia, most kolejowy i pierwsze tramwaje konne. Komisarz czasu stanu wojennego generał Mieczysław Dębicki zostawił po sobie pierwszą lokalizację Muzeum Powstania Warszawskiego. Zapewne czuł, że nadchodzi III Rzeczpospolita...

Maciej Białecki
radny woj. mazowieckiego

www.bialecki.net.pl
5068