Lewa strona medalu

Przedwyborcza obniżka podwyżki

Premier Donald Tusk wreszcie przypomniał sobie, że jest posłem z Warszawy i że wypadałoby coś dla jej mieszkańców zrobić. W końcu przecież obiecywał, że będzie im żyło się lepiej. Tymczasem jego partia od blisko roku rządzi stolicą samodzielnie i przez ten czas uraczyła warszawiaków serią podwyżek, drenując ich kieszenie niemiłosiernie. Premier zaprezentował więc kolejną marketingowa sztuczkę i skarcił Hannę Gronkiewicz-Waltz za wprowadzone przez nią podwyżki opłat za przedszkola. Takiego ciosu pani prezydent chyba się nie spodziewała - podobnie jak stołeczni radni Platformy Obywatelskiej. Oszołomieni próbowali z premierem polemizować, upierając się przy słuszności swoich podwyżkowych decyzji. Na próżno.

Ze słów premiera ucieszyli się radni Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy od początku przeciw podwyżkom protestowali i głosowali. Pozyskując niespodziewanie sojusznika w osobie Donalda Tuska, zapowiedzieli natychmiastowe złożenie projektu uchwał w sprawie zmniejszenia opłat za przedszkola. Mało tego, postanowili rozwiązać problem systemowo i nie ograniczać się tylko do przedszkoli, ale również obniżyć wprowadzone przez PO opłaty za żłobki. I stosowny pakiet uchwał radni SLD przygotowali.

Tymczasem władze Warszawy już ochłonęły i zorientowały się, że Donald Tusk wcale nie żartuje i naprawdę żąda, aby swój błąd naprawili. I to jeszcze przed wyborami, bo wzrost opłat za przedszkola spowodował drastyczny spadek poparcia dla Platformy wśród dotkniętych nimi młodych małżeństw. Hanna Gronkiewicz-Waltz zacisnęła więc zęby i ogłosiła, że ratusz jednak obniży wprowadzone przez siebie podwyżki. Oczywiście, Platformie nie mieściło się w głowie, żeby poprzeć projekt SLD, bo jak tu przyznać, że to radni lewicy mieli jednak rację? Postanowiono więc w ratuszu przygotować swój po to, aby to Platforma Obywatelska mogła odtrąbić sukces.

Dyskusja na sesji była burzliwa. Radni PO, dotąd broniący wprowadzonych przez siebie podwyżek, teraz próbowali udowodnić, że tak naprawdę to… ich nie chcieli. Jednak ich prawdziwe intencje wyszły na jaw, gdy mechanicznie odrzucali wszystkie składane przez SLD i PiS poprawki. Liczyło się tylko to, żeby przeszedł pomysł PO. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że radni Platformy nie zgodzili się, aby na sesji debatować nad projektem SLD, obniżającym opłaty za żłobki. I to mimo że w tej sprawie na sali obrad pojawiło się kilkudziesięciu rodziców z dziećmi. Dlaczego? Wytłumaczenie jest proste i ukazuje prawdziwą hipokryzję przedstawicieli PO w Radzie Miasta. Otóż Donald Tusk skarcił władze Warszawy za podwyżki przedszkoli, o żłobkach nie wspominając. Skoro tak, to po co mają robić dobrze też w tym drugim przypadku? Zwłaszcza, że elektorat przedszkolny to rodzice kilkudziesięciu tysięcy dzieci, a do żłobków chodzi jedynie kilka tysięcy. Brutalnie to brzmi, ale właśnie tak kalkuluje zawsze Platforma Obywatelska.

Ostatecznie Rada Miasta uchwaliła, że opłaty za przedszkola będą mniejsze, choć nie tak bardzo, jak jako SLD proponowaliśmy. Ale lepszy rydz niż nic. Zwłaszcza, że to i tak cud, że korzystając z okazji Platformę Obywatelską do tego zmusiliśmy. PO odniosła porażkę najpierw krzywdząc ludzi, a potem próbując się z tego wycofać nie ze względu na nich, a jedynie z powodu spadku w sondażach wyborczych. Dlatego mam nadzieję, że w wyborach 9 października ludzie nie dadzą się po raz kolejny oszukać i oddadzą głos na tych, dzięki którym bez obaw będą mogli patrzeć w jutro.


Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący
Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl

5448