Prosto z mostu

Teoria gier losowych


Wszyscy teraz dowcipkują o jakości elit politycznych. Niektórzy całkiem poważnie, tak jak włoski profesor Alessandro Pluchino, który naukowo udowodnił, że wprowadzenie do parlamentu posłów wybieranych losowo poprawi jakość działania tej instytucji. Profesor Pluchino nie proponuje zmian radykalnych. W parlamencie pozostaliby startujący w wyborach polityczni liderzy. Tylko część posłów, ci z dalszych rzędów, o których nikt nigdy nie słyszał, a którzy są w stanie zepsuć każdą ustawę, byliby dobierani poprzez losowanie spośród obywateli. Zapewni to powstawanie ustaw korzystniejszych dla społeczeństwa, twierdzi profesor. Myślę, że dużą zaletą takiego systemu byłoby też uniezależnienie przynajmniej części parlamentarzystów od szantażyków kierownictw partyjnych, wymuszających określone zachowania pod groźbą nieumieszczenia na listach wyborczych. Nie mielibyśmy też w Sejmie bohaterów programu Big Brother, ani tapicera, zawdzięczającego wybór swojemu nazwisku identycznemu z nazwiskiem premiera.

Czy coś nas razi w tym pomyśle, przy całej jego racjonalności? Owszem. Zgodnie z artykułem 104 Konstytucji, posłowie są naszymi przedstawicielami. Nie muszą być mądrzy ani wykształceni, nie muszą być nawet uczciwi. Muszą być jednak wybrani przez obywateli. Dlatego, niestety, w Sejmie chyba wszystko zostanie tak, jak jest.

Zupełnie inaczej sprawa ma się z sądownictwem. Przeczytałem cały ósmy rozdział Konstytucji ("Sądy i trybunały") i również nie ma tam nic o mądrości, wykształceniu, doświadczeniu życiowym, a już w szczególności - o nieomylności sędziów. Sędziów jednak się nie wybiera. Sędziowie mają tylko być niezawiśli, a sądy niezależne. Co więc zrobić, gdy sędziowie są zawsze omylni? George Bernard Shaw powiedziałby, że należy ich awansować, wtedy ich decyzje będą zawsze nieomylne. Oczywiście, sędziowie mylą się tylko czasami. Warto jednak policzyć, jak często. Jeżeli w przypadku wyroków dwuwartościowych (np. winien czy nie winien; przyznać dziecko ojcu czy przyznać dziecko matce) poziom omylności sędziów przekracza pięćdziesiąt procent, to proponuję, by zamiast polegać na ich pracy - wyroki ustalać w drodze losowania.

Podobne obliczenia progu omylności, powyżej którego więcej sprawiedliwych wyroków wydaje maszyna losująca niż sąd, można przeprowadzić dla wszystkich typów spraw. Można też zaprojektować gwarancje niezawisłości procedur losowania wyroków znacznie mocniejsze niż w Totolotku, na którego rzetelność nikt się nigdy nie uskarżał. Spełniony zostanie wtedy konstytucyjny wymóg niezależności. Wyjdzie znacznie taniej, niż utrzymywanie przez państwo tłumu omylnych prawników.


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4823